fot. Anna Lewańska
Wernisaż Dźwięku – festiwal niezależny
Mają po 20 lat. Ona gra na gitarze, on komponuje. Ona studiuje kognitywistykę, on przymierza się do rozpoczęcia studiów muzyczno-artystycznych. Oboje pochodzą z Hajnówki. Muzyka jest ich pasją. Zresztą pasji, energii, ale i profesjonalnego podejścia niejeden mógłby im pozazdrościć. Poznajcie Natalię Prokopiuk i Maksymiliana Chyrę, organizatorów Wernisażu Dźwięku. To impreza, która odbędzie się już wkrótce dzięki funduszom z projektu „Hajnówka OdNowa – Zielona Transformacja”.
To już pewne. Wasz festiwal odbędzie się 20 sierpnia obok Muzeum i Ośrodka Kultury Białoruskiej. Będzie Zenek?
Natalia Prokopiuk: Nie będzie.
To czego możemy się spodziewać?
N.P.: Ja przede wszystkim chciałam zrobić taką imprezę, żeby młodzi zdolni ludzie z Hajnówki mogli się pokazać. Zależy mi na jakości. Czasem jak się pójdzie na imprezę w rodzaju pikniku rodzinnego, nie żebym miała coś przeciwko, można tam zobaczyć dzieci z podstawówki, które bardzo ładnie śpiewają. Wiadomo jednak, że młodzież z Hajnówki nie pójdzie ich oglądać…
Bo to obciach?
N.P.: Trochę tak.
Maksymilian Chyra: Chodzi o to, że są pewne stałe imprezy wynikające z kalendarza np. rocznica uchwalenia Konstytucji 3 Maja. Wtedy wiadomo, że ludzie mają przyjść, ma zagrać orkiestra. Przychodzą wystąpić uczniowie ze szkół i w nagrodę nie muszą iść na lekcje. I to jest trochę na siłę.
N.P.: Nam chodziło o swobodę.
M.Ch.: O stworzenie takiej imprezy, na którą ludzie będą chcieli przyjść.
N.P.: Zainspirowały mnie takie festiwale, gdzie ludzie płacą kilkaset złotych i mają cały dzień muzyki. I jest to muzyka, której oni słuchają, więc chcą tam pójść. Pomyślałam, żeby na tyle, na ile się da przenieść to do Hajnówki.
Skoro jesteśmy przy muzyce i ustaliliśmy, że nie będzie naszego podlaskiego barda, to kto wystąpi?
N.P.: Nasi znajomi. Przecież w Hajnówce wszyscy się znamy. Myślę, że o części osób, które wystąpią na scenie ludzie powiedzą: „Przecież ja go znam, chodziłem z nim do szkoły” albo „Wiem, gdzie on pracuje”. Poza tym zależało nam na zorganizowaniu nie tylko takiej imprezy, na której mogliby wystąpić młodzi artyści z Hajnówki, ale też takiej, na którą sami chętnie by poszli. Zaprosiliśmy więc też kilka zespołów, między innymi z Białegostoku, które trochę więcej osiągnęły, ale to wciąż są młodzi ludzie.
Jakieś przykłady?
N.P.: Rusted Teeth. Dali mi dużego kopa i sporo do myślenia, choć są młodsi ode mnie. Kiedy wychodzą na scenę, mają niesamowitą energię. Wciąż są zespołem mało znanym, a mimo to potrafią zahipnotyzować ludzi. Uczestnicy koncertów zachowują się, jakby przyjechały do nich jakieś gwiazdy z Ameryki…
Ciut nie Metallica…
N.P.: Tak, dokładnie. I to mi się podoba, że mimo, że są bardzo młodzi i jeszcze niewiele osiągnęli, mają w sobie tyle pasji, charyzmy, wyjątkowej prezencji scenicznej. I takich ludzi chciałabym pokazać hajnowskiej młodzieży. Choć nie tylko jej. Bo pewnie będą też osoby spoza Hajnówki i nie tylko młodzież.
Jakiej zatem muzyki możemy się spodziewać?
N.P.: To jest muzyka rockowa.
Nawiązujecie zatem do starej, dobrej hajnowskiej tradycji, czyli mocnych brzmień.
N.P.: Tak. Ogólnie mówiąc, będzie to muzyka gitarowa.
M.Ch.: Ale będzie też techno. Zagra mój kolega Mikołaj Małmyszko, czyli „samuraj techno” pogromca ciszy.
N.P.: To tak na sam koniec, żeby „dobić” ludzi, którzy będę jeszcze czuli, że mają energię.
M.Ch.: Planujemy jeszcze jam sessions, czyli ludzie przynoszą ze sobą instrumenty, wchodzą na scenę i gramy razem. Nie ma planu, nie ma repertuaru, pełna improwizacja. Uznaliśmy, że skoro mamy tylu utalentowanych muzyków w Hajnówce, to możemy sobie pozwolić i na jam sessions pomiędzy koncertami, żeby dać możliwość zagrania ludziom z widowni. Uważam, że to dobry sposób na zintegrowanie społeczności.
N.P.: Celowo nie planowaliśmy tego na początku imprezy, żeby dać czas ludziom, zwłaszcza tym młodym, którzy bywają nieśmiali, czas na oswojenie się. Żeby przekonali się, że jest sympatycznie i warto się pokazać.
O której zaczynacie?
N.P.: O 16. Zaczynamy sztuką teatralną. Będzie takim otwarciem festiwalu, potrwa maksymalnie pół godziny.
M.Ch.: Zagra w niej czterech aktorów, w tym ja i dodatkowo będę jeszcze reżyserem. Temat to szkoła.
I kiedy sztuka się skończy, ze sceny już cały czas będzie rozbrzmiewać muzyka?
N.P.: Wystąpi na przykład znana w Hajnówce Kasia Drużba, która jest wokalistką, ale nie ma swojego zespołu. Oczywiście moglibyśmy jej włączyć podkład i już. Pomyślałam jednak, że będzie fajnie, jeśli skompletujemy cały zespół, który będzie jej akompaniował. Tak jak się wynajmuje muzyków sesyjnych. Dzięki temu na scenie będzie się więcej działo. Kasia będzie jedną z pierwszych artystek, które wystąpią. To, co nam przyświecało od początku, to żeby każdy, kto chciałby wystąpić, miała taką szansę. Schemat festiwalu jest taki: najpierw jest koncert, potem przerwa, żeby kolejny zespół mógł się podłączyć. W tym czasie przenosimy uwagę w miejsce, gdzie będą wystawy plastyczne. Mikrofon dostanie chętna osoba, na każdej przerwie inna, która chciałaby opowiedzieć o swojej wystawie.
M.Ch.: Byłoby błędem, gdybyśmy nie oddali im głosu, bo wtedy ludzie potraktowaliby wystawy jako element wystroju.
Skoro zeszliśmy ze sceny, opowiedzcie trochę więcej o tym, co się będzie działo wokół niej. Ilu będzie wystawców, kto to będzie?
N.P.: Wszyscy są już omówieni na naszym profilu FB. Będą to artyści z Hajnówki i z Supraśla. W sumie będzie sześć prezentacji sztuk wizualnych.
Kupić ich dzieł nie będzie można, ale jak chcecie im pomóc?
M.Ch.: Prawdopodobnie na wszystkich pracach znajdzie się etykieta ze zdjęciem autora, informacjami na jego temat oraz adresem w sieci, gdzie można go znaleźć. Zainteresowani będą mogli w ten sposób nawiązać kontakt z twórcą i, gdyby mieli taką ochotę, kupić coś we własnym zakresie. Na festiwalu nie może być prowadzona żadna sprzedaż, natomiast możemy na nim promować artystów. To ważne szczególnie dla młodych twórców, którzy jeszcze nie są znani i trudno im zarobić na swojej sztuce. A nawet się pokazać; nie wiedzą, gdzie pójść, kogo zapytać: „Czy robię dobrze, czy źle?”. Mnóstwo ludzi tworzy „do szuflady”; mimo że robią świetne rzeczy, ale nigdzie nie można ich zobaczyć.
N.P.: Nie pokażą swoich prac w szkole czy domu kultury, bo np. tematyka się nie zgrywa, a my chcemy, żeby na festiwalu było tak swobodnie, jak tylko się da. Dlatego bardzo się cieszymy, że pod swoje skrzydła wzięło nas Stowarzyszenie „Metamorphosis”. Nie chcieliśmy współpracować z żadną instytucją, bo obawialiśmy się, że będzie się nam narzucać swoją wizję tej imprezy. I pewnie ten ktoś miałby duże doświadczenie i chciałby dla nas jak najlepiej, ale my chcemy mieć możliwość popełniania własnych błędów i uczenia się na nich. Może to zbytni optymizm, ale chcielibyśmy podejść do tego z taką młodzieńczą energią.
M.Ch.: Chciałbym jeszcze dodać, że ci młodzi artyści często chcieliby coś powiedzieć od siebie, ale nie mają miejsca, gdzie mogliby to zrobić. Dlatego zależało nam na autonomii, żeby nie stała za nami żadna instytucja.
Jak zareagowali artyści?
N.P.: Reakcja była mniej więcej taka: „Ja? Ale ty do mnie mówisz?”, „Ale co ja mam pokazać? Przecież ja jestem nikim”.
M.Ch.: Sporo osób zrezygnowało ze strachu. Na festiwalu miało być początkowo o wiele więcej raperów. Zależało nam na tam, bo wiemy, że młodzież lubi rap. Trochę ich rozumiem, co innego, gdy ktoś od lat gra na gitarze i ma zespół, to łatwiej mu wyjść na scenę niż człowiekowi, który gdzieś w piwnicy tworzy rap.
Przecieracie szlaki. Początki, jak wiadomo, są trudne. Jest też kwestia tego, żeby ludzie wam zaufali…
N.P.: Nie wszyscy wiedzą, kim jesteśmy…
Nie mieli okazji sprawdzić waszej wiarygodności…
M.Ch.: To prawda. Dlatego bardzo byśmy chcieli, żeby to nie był jednorazowy festiwal, a wydarzenie cykliczne. Wszystko zależy od tego, z jakim odbiorem spotka się premiera tego festiwalu. Jeśli ludzie będą zadowoleni, to chętnie zabierzemy się za planowanie kolejnego. A ten na pewno będzie lepszy od pierwszego. Wyciągniemy wnioski z błędów, które teraz popełniliśmy.
A skąd wy się wzięliście?
N.P.: Ja jestem z Hajnówki…
M.Ch.: Nieprawda, z wioski jesteś…
N.P.: No dobra, pochodzę z Czyżyk.
M.Ch.: Ja urodziłem się w Białymstoku, ale mieszkam w Hajnówce.
A jak to się stało, że złożyliście wniosek o dofinansowanie w ramach projektu „Hajnówka OdNowa – Zielona Transformacja”?
N.P.: Zobaczyłam ogłoszenie na Facebooku, że jest konkurs na inicjatywę sąsiedzką.
M.Ch.: Trochę też nas zainspirował Dzień ul. Wierobieja. Dobry pomysł, przemyślany, fajnie zorganizowany. Okazało się, że można zrobić w Hajnówce imprezę, która jest dobrze przyjęta i ludzie się dobrze bawią.
No i żadna instytucja za tym nie stoi…
N.P.: Nie wiedziałam, że tak się da… Jest jeszcze jedna rzecz. Od jakichś dwóch lat z grupą znajomych o zainteresowaniach artystycznych spotykaliśmy się w takiej klitce przy Wierobieja, w Malabar Cafe. Właściciel był tak miły i pozwalał nam przychodzić, kiedy było zamknięte, brać instrumenty i robić jam sessions.
M.Ch.: Tam się chyba zbierało serce tego festiwalu.
N.P.: To mi dało do myślenia, że my siedzimy w tej kanciapie, a tych ludzi trzeba pokazać. Co ciekawe, przychodzili do nas randomowi ludzie, których nie znaliśmy, i bawiliśmy się świetnie.
M.Ch.: Zrozumieliśmy, że to nieprawda, że w Hajnówce nic nie da się zrobić. Po prostu zamiast narzekać, że nic się nie dzieje, trzeba stanąć i to zrobić.
To chyba dobrze, że znalazły się fundusze, z których mogliście skorzystać?
M.Ch.: I jeśli mam być szczery, zdobycie tych pieniędzy przebiegło bardzo sprawnie. To wręcz jest zaskakujące, jak gładko wszystko przebiegło – szybko dogadaliśmy się z dyrektorem Muzeum Białoruskiego, cały czas nas wspierało Metamorphosis. Podsumowując: będzie muzyka, sztuka i teatr, no i jedzenie.
Powiedzcie coś o sobie.
M.Ch.: Lubię się identyfikować jako kompozytor, choć to oczywiście dużo powiedziane. Sześć lat grałem w orkiestrze dętej, tam zresztą miałem pierwszy kontakt z muzyką i ją pokochałem. Po roku grania w orkiestrze zacząłem komponować muzykę na komputerze. Znalazłem na to swój sposób, który polega na tym, że nie zależy mi na tym, żeby ludzie uważali ją za „ładną”. Chciałbym natomiast za jej pomocą przekazać jakąś informację, klimat, emocje. Poszedłem bardzo mocno w taką awangardową eksperymentalną muzykę, nawet taką, która wywołuje nieprzyjemne uczucia, niepokój, strach.
N.P.: Kiedy jej słucham, to mnie podnosi.
Czyli dotykasz trudnych emocji, ale reakcją słuchacza nie ma być rezygnacja tylko poderwanie do działania?
M.Ch.: Wydaje mi się, że moja muzyka dosadnie wyraża mój światopogląd. Uważam, że wszyscy i tak umrzemy, więc życie nie ma większego sensu. Ale jest to jednocześnie uczucie wyzwalające, bo trzeba z tego życia wycisnąć, ile się tylko da. Moim największym marzeniem jest umrzeć z uśmiechem na ustach. Chciałabym, żeby moja muzyka mówiła: „Owszem, świat jest beznadziejny, ale i tak możemy się z niego cieszyć”.
N.P.: A ja żyłam tak sobie bez polotu i nie wiedziałam, kim jestem…
To prawo twojego wieku, nie wiedzieć jeszcze, kim się jest…
N.P.: Ale miałam to szczęście, że w wieku 13 lat wpadła mi ręce gitara. Kolega z klasy mi pokazał ten instrument, a potem wybłagałam rodziców, żeby mi kupili i zorientowałam się, że to jest właśnie sens mojego życia i przedłużenie mojej duszy. I mam wrażenie, że wszystko, co się dobrego w moim życiu dzieje, to jest skutek tego, że zabrałam się za tę gitarę. Dzięki niej zrobiłam się bardziej otwarta i daje mi mnóstwo szczęścia. Skoro to mi daje tyle szczęścia, to ja bym się chciała nim podzielić z ludźmi, żeby oni też znaleźli sobie coś, co będzie ich pasją i miłością. Życie byłoby wtedy o wiele lepsze, niezależnie jakie jest teraz. Może tym festiwalem uda się to wzbudzić.
M.Ch.: Znalezienie tej pasji to już połowa sukcesu w życiu. Dalej może być tylko lepiej.
N.P.: Poza tym studiuję kognitywistykę, która jest dość ciekawa. Na co dzień mieszkam w Białymstoku. W wolnym czasie realizuję niewielkie projekty graficzne. Ewentualnie mogłoby to być tym, co chciałabym robić. Rysowałam od dzieciństwa, i w ogóle w sztuce siedzę od zawsze – czy to muzyka, czy rysunek. Ale tak generalnie to jestem gitarzystką i chciałabym tym festiwalem pokazać ludziom, że bardzo miło się żyje, gdy ma się coś, co kocha się tak jak ja gitarę.