Kurs interpretacji dziedzictwa. Jak przekazać wiedzę za pomocą emocji Julia Szypulska 31 października, 2023

Jeśli coś wywoła w tobie emocje, łatwiej to zapamiętasz. Jeśli chcesz kogoś wciągnąć do rozmowy, nie zadawaj pytań, na które można odpowiedzieć „tak” lub „nie”. O tym, do czego może się przydać kurs interpretacji dziedzictwa opowiada Urszula Janiel, jedna z uczestniczek.

Co panią skłoniło do tego, żeby wziąć udział w kursie?

Co mnie skłoniło? Zaintrygował mnie kurs interpretacji dziedzictwa…

Już sama nazwa?

Tak, na początku sama nazwa. Nie wiedziałam, „z czym to się je”. Interesuję się dziedzictwem, zarówno tym kulturowym, jak i przyrodniczym, kiedyś byłam przewodnikiem po Puszczy Białowieskiej, ale z racji obowiązków rodzinnych zawiesiłam licencję. Jednak zainteresowanie pozostało. Od kiedy zapisałam się na kurs, cały czas miałam mieszane odczucia, cały czas targały mną różne emocje. Cały czas miałam z tyłu głowy myśl, że ja już nie jestem przewodnikiem i że mam już luki w pamięci, że nie mam wystarczającej wiedzy. Z kolei prowadząca cały czas powtarzała: „Proszę mi zaufać”, „Nie poddawajcie się”. To, o czym mówiła i jak to robiła, kontrastowało z tym, jak zostałam wychowana, zresztą pewnie każdy z nas. Była to taka rzeczywistość, że na lekcjach trwał monolog nauczyciela. Kiedy były wycieczki, to był monolog przewodnika. I w sumie nadal tak jest. Ten kurs otworzył mi oczy na to, że może, a nawet powinno to wyglądać inaczej. Że interakcja z odbiorcami, emocje są bardzo ważne.

Trzeba pamiętać, że każdy człowiek ma swoje doświadczenie. Prowadząca kurs uzmysłowiła nam na ćwiczeniach, że nie zawsze odbieramy komunikat tak, jak osoba mówi. Nasz odbiór może być bardzo różny ze względu na nasz bagaż doświadczeń, na to, jak postrzegamy niektóre sprawy…

 

I możemy odbierać komunikat całkowicie niezgodnie z intencją mówiącego?

Tak. Kurs trwał w sumie cztery dni (dwa weekendy) i wiele godzin i w tym czasie mieliśmy różne warsztaty, ćwiczenia, które nam pokazały, że trzeba bardzo uważać, co się chce przekazać i ta interakcja z drugim człowiekiem, odwołanie się do jego emocji, wywoływanie pozytywnych skojarzeń odpowiednią symboliką, wartościami to jest naprawdę wspaniałe.

Co pani dały warsztaty? Czego się pani nauczyła?

Uczyliśmy się tego, że miejsce ma znaczenie mniejsze niż ludzie. Przekazywanie wartości i wywoływanie emocji to jest to, czego współczesny odbiorca potrzebuje. Jesteśmy atakowani bodźcami z każdej strony – telewizja, Internet, Facebook, Instagram – jesteśmy cały czas naładowani tymi emocjami, ale one są w telefonie czy laptopie. Nauczyłam się tego, że słowem albo pytaniem otwartym jestem w stanie wydobyć z ludzi emocje. Nie monolog przewodnika, tylko zadawanie pytań i reagowanie na odpowiedzi to jest to, co trzeba teraz robić. To jest bardzo trudne, jest to duża sztuka, jak przekazywać informacje, jak zadawać pytania i jak mówić, żeby pewną reakcję wydobyć.

Mam wrażenie, że rozmawiamy o sztuce komunikacji…

Tak, to jest komunikacja. Jak wspomniałam, nie jestem już przewodnikiem, kieruję obecnie instytucją kultury i organizuję różnego rodzaju wystawy, oprowadzam po nich gości i prezentuję artystów. W tym wypadku mój monolog nie byłby na miarę XXI wieku.

Czyli to, czego się pani dowiedziała na kursie, mogłaby wykorzystać w swojej pracy?

Jak najbardziej. Jesteśmy przyzwyczajeni do zadawania pytań zamkniętych, na które można odpowiedzieć „tak” lub „nie”. Poznaliśmy narzędzie, które Magdalena Kuś – nasza prowadząca nazwała: „słuchaj swojej latarni morskiej”. Ty musisz dojść do celu i doprowadzić do pewnej reakcji ludzi, ale jednocześnie przemycić istotne merytorycznie informacje związane z historią, przyrodą, dziedzictwem. Opracowanie takiego dialogu interpretacyjnego jest bardzo, bardzo trudne. Zadając pytania, natrafimy na czyjś bagaż doświadczeń, o którym będzie mógł gadać godzinami. Rolą interpretatora jest natomiast, żeby iść i osiągnąć swój cel – zadawać pytania, grać na emocjach, ale jednocześnie w interakcji przemycać te istotne informacje np. o historii regionu, jeśli mowa jest o dziedzictwie historycznym, o kulturze, jeśli o dziedzictwie kulturowym, o przyrodzie.

Czy udało się wam przygotować na zakończenie kursu taki minispacer?

Kurs zakończył się przeprowadzeniem przez każdą z nas dialogu interpretacyjnego. Teraz mamy samodzielną „pracę domową”: do końca listopada przygotowujemy spacer interpretacyjny, w którego skład wchodzić będzie minimum cztery dialogi interpretacyjne.

A jaki dialog pani przygotowała?

Przygotowałam dialog interpretacyjny na temat podlaskich ławeczek. Początkowa część kursu składała się z teorii, z różnych przykładów dobrych praktyk z kraju i ze świata…

 

Podlaska ławeczka, czyli zwyczaj, że we wsiach ludzie siedzą na ławeczkach przed domami?

Tak. Do każdego obiektu interpretacyjnego trzeba wybrać motyw i moim motywem było to, że ta mała przestrzeń była życiem całej wsi. To było moje hasło. Prowadząc rozmowę interpretacyjną, zadawałam pytania odbiorcom, co oni o tym myślą, dzieliłam się swoimi spostrzeżeniami, przemycając istotne fakty. Takie na przykład, że na tej ławeczce kiedyś tętniło życie. Pierwsze pytanie, jakie zadałam, brzmiało: „W jakim miejscu wokół swojego domu lubicie się spotykać ze znajomymi?”. Padały odpowiedzi: leżaki, hamaki, taras. Na co odpowiedziałam: „A kiedyś spotykano się na ławeczkach”. Te ławeczki stały wzdłuż drogi, przed posesją. Kiedyś nie było leżaków, hamaków, tarasów, bo ludzie byli w polu, w ogrodzie bądź zajmowali się dziećmi. A te ławeczki były przed każdą posesją. Później spytałam o to, jak się komunikujemy, gdy chcemy się spotkać na tym leżaku czy tarasie. Padały odpowiedzi: Messenger, SMS-y. Na co ja, że kiedyś nie było Internetu, było co najwyżej radio. To ta ławeczka była Internetem, telewizją…

I jeszcze pewnie teatrem i kabaretem w jednym…

Tak, bywało, że ludzie przynosili instrumenty i grali, siedząc na ławeczce. Tutaj przekazywano informacje, tutaj rodziły się plotki. Dodałam też, że w dzisiejszych czasach jest to jeszcze gdzieniegdzie kultywowane, bo te babcie w chustkach jeszcze wychodzą przed dom, ale już coraz rzadziej. Wiele emocji wywołała moja opowieść, że na takiej ławeczce mój dziadek poznał moją babcię. I właśnie na tym polega interpretacja dziedzictwa, że przekazujemy informację poprzez emocje, dzięki czemu ten obiekt, czyli moja ławeczka, zostaje przez odbiorcę zapamiętany. Przy okazji zapamiętana jest też historia, różnice jak było kiedyś, jak jest teraz. Tak powinno się nauczać w dzisiejszych czasach. Nie monolog, tylko interakcja z odbiorcami. W ten sposób można interpretować wszystko, nie tylko dziedzictwo. Na przykład jedna z uczestniczek wybrała pomarańczę, opowiadając o swoich emocjach wywoływała emocje u innych. Jak już powiedziałam, jest to bardzo trudne. Emocje miałyśmy skrajne. Począwszy od: „Co ja tutaj robię? Nie nadaję się” do „Wow! Udało mi się!”.

Dobre praktyki dotyczące spacerów interpretacyjnych?

Tak. Sporo było tych przykładów, na przykład z różnych miejsc na świecie.

Kto w Polsce robi to dobrze?

Na przykład Pracownia z Barwinkiem, z której jest nasza prowadząca. Pokazywała nam różne filmiki, jak interpretatorzy pracują z grupą. Na przykład jeden z nich przeprowadził dialog interpretacyjny na temat wilków. Zadając pytania, przemycał jednocześnie istotne informacje na temat tych zwierząt. Jest to wschodzący trend w przekazywaniu wiedzy.

Czy to był kurs dla przewodników?

Nie, to był kurs dla chętnych. Początkowo miałam obawy, że nie mam wystarczającej wiedzy, ale okazało się, że w każdej chwili mogę zdobyć więcej informacji np. na temat jakiegoś drzewa, doczytać. Po zakończeniu części teoretycznej poszliśmy na kilka godzin do parku i każda z nas wybrała miejsce, do którego trzeba było opracować dialog interpretacyjny, a następnie zaprezentować przed grupą. I od razu były pokazywane nasze błędy: „Słuchaj, zadałaś takie pytanie, a powinnaś zadać je w ten sposób”. Ja na przykład w pewnym momencie obróciłam się tyłem do ludzi. To był błąd. Od razu usłyszałam, co zrobiłam dobrze, co wyszło fajnie, że ludzie przeszli dokoła drzewa, że dotknęli liścia – to było super. Przeżyli coś. O odczucia można było od razu zapytać grupę. „Jak wy się czuliście, kiedy Ula zadała wam takie pytanie?”. Mieliśmy więc od razu feedback i to było bardzo dobre. W następny weekend kontynuowaliśmy warsztaty. Dowiedzieliśmy się, że z punktów interpretacyjnych możemy utworzyć spacer. Prowadzić ludzi z punktu A do B itd. I taki spacer zrobiliśmy w Muzeum Kultury Białoruskiej. Każda z nas wybrała jakiś eksponat z wystawy bądź element w budynku. I ja właśnie wybrałam podlaską ławeczką i z nią pracowałam.

 Dobrze że były i te dobre, i te złe. A nie tylko te złe oznaczające zniechęcenie…

Tak. Cały ten kurs to taka gra emocji. Nieważne czy jesteś przewodnikiem, nauczycielem, panią sprzedającą w sklepie interpretacja może być wykorzystana w każdej chwili twojego życia, w każdej sytuacji. Tylko się trzeba tego nauczyć. A ja się tego nauczyłam, zrozumiałam, na czym to polega właśnie na kursie. Ta wiedza przydaje się wszędzie, na przykład w kontaktach z nastoletnim dzieckiem, które spędza czas zamknięte w swoim pokoju z telefonem. Można do niego wejść i zadać pytanie zamknięte, na które otrzymamy odpowiedź „tak” lub „nie” i dalszej rozmowy nie będzie. A można zadać otwarte, co skłoni nastolatka do interakcji. To też trochę nauka uważności, bycia tu i teraz – umiejętności niezwykle cennych we współczesnych czasach.

 

Organizatorem kursu interpretacji dziedzictwa jest Fundacja Inicjatyw Rozwojowych i Edukacyjnych. Jest on elementem projektu „Strażnicy pamięci – sztuka interpretacji dziedzictwa”. Kurs odbył się w pierwszej połowie października.

Skip to content